Czasem tak bywa i już. Dzisiejszy dzień bez wątpienia mogę uznać za najgorszy od… no, od dawna. Dobrze, że na jutro przygotowałem wszystko wczoraj, mogę dzisiaj poświęcić się czytaniu, pisaniu i niemyśleniu o tym, co jeszcze może pójść nie tak. A dzisiaj poszły źle rzeczy następujące:
1. Kiedy wychodziłem rano z domu celem pojechania na dworzec i później do Opola, rozładowała mi się komórka. Nieoczekiwanie. Czytaj: zostałem pozbawiony zegarka.
2. Tramwaj oczywiście się spóźniał, pojechałem więc innym i na dworzec dotarłem pieszo o 10.15, mając nadzieję na zakup biletu i przejazd uprzednio sprawdzonym pociągiem o 10.30.
3. Przejście z przystanku „dworzec PKP” na właściwy dworzec PKP z racji remontu było zamknięte. Musiałem iść dookoła, skutkiem czego straciłem cenne 5 minut.
4. Okazało się, że jakimś cudem tak dobrze przeprowadzona reorganizacja ruchu kolejowego w Polsce nie uwzględniła niektórych przejazdów regionalnych, a ściślej – uwzględniła, ale internetowy rozkład jazdy tego nie uwzględniał. Pociąg do Opola miał odchodzić o 11.40. W związku z tym de facto do Opola nie pojechałem.
5. Poszedłem za to na uczelnię, myśląc: skoro jednej ważnej rzeczy dzisiaj nie zrobiłem, to chociaż ruszę z prof. Jastrzębskim kwestię zmiany promotora. Okazało się jednak, że prof. Jastrzębski pojechał do Opola.
6. Gutek zgubił maila z drukarni.
7. Kupiłem nowe głośniki. Cudo. Wziąłem na nie jednak za małą torbę, skutkiem czego musiałem je targać do domu w pudle. Myślałem, żeby wsiąść w tramwaj, ale po dłuższej chwili czekania zdecydowałem się iść na piechotę.
8. Kiedy odszedłem z przystanku, tramwaj podjechał.
9. Dalej mi się wyliczać nie chce, bo grozi to straszliwym fatalizmem. A od fatalizmu jest Marcin Pluskota. Daje zresztą temu wyraz w nowym „Kontraście”, gdzie podejmuje polemikę z moim – z reguły optymistycznym – podejściem do życia. Czytać można tutaj: